środa, 31 grudnia 2014

Deadpool: Paws - nowela literacka

Wade Wilson, bardziej znany jako Pyskaty Najemnik Deadpool, już za kilka miesięcy po raz pierwszy pojawi się w dłuższej formie tylko pisemnej. Na rynku wydawniczym zagości nowela DEADPOOL: PAWS. Ciekawostką samą w sobie jest powyższa okładka, od razu przypominająca legendarne SZCZĘKI Stevena Spielberga. 

Dostępny krótki opis wyjawia, że gdy psy zaczynają przejawiać niesamowitą agresję wobec ludzi, Deadpool zostaje wyznaczony do tego, aby uporać się z rozwścieczonymi zwierzętami. Gdy jednak okazuje się, że Wilson przejawia wielką słabość do czworonogów, sytuacja może się szybko wymknąć spod kontroli. 

Autorem utworu będzie Stefan Petrucha z którym mam świetne, ale wybitnie komiksowe wspomnienia. Swego czasu miał on świetny run w serii na motywach THE X-FILES. Z mojej perspektywy Petrucha przedstawia się jako twórca, który z pozornie błahych motywów potrafi stworzyć coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie tym razem.  

Premiera utworu w sierpniu 2015 roku. 

Uncanny X-Force: Apocalypse Solution

Scenariusz: Rick Remender.
Rysunki: Jerome Opena i Dean White.
Na samym początku muszę wyznać, że decydującym czynnikiem, który wpłynął na to, że po raz pierwszy sięgnąłem po pozycję był fakt obecności Deadpoola w składzie drużyny. Znając ówczesne realia, a więc okres przełomu 2010-2011 trudno się temu dziwić, gdyż w tamtym momencie solowe przygody Pyskatego Najemnika w VOL 2 Daniela Waya zaczęły delikatnie mówiąc nużyć i zacząłem szukać nowej interpretacji ulubionej postaci. UNCANNY X-FORCE szybko okazało się strzałem w dziesiątkę nie tylko z uwagi na dobre historie, ale także właśnie ze względu na podejście Ricka Remendera do Deadpoola.

A jego Pyskaty Najemnik jest od pierwszych kadrów inny i nie chodzi tylko o zmianę kostiumu. Remender zrezygnował zupełnie z głosów wewnętrznych, które tak namiętnie i niemal na siłę wykorzystywał Daniel Way w swoich scenariuszach. Brak także halucynacji, kolejnego Way'owego schematu, równie mocno zgranego jak dwukolorowe ramki myślowe. Wilson jest oczywiście nadal przesadnie gadatliwy, ale wypowiadane przez niego słowa wydają się bardziej poważne, stonowane, co jednak nie znaczy, że humor, który oczywiście często się pojawia, jest mnie zabawny. Wayowy styl prowadzenia Wilsona można by określić jako zakrawający na błazenadę, podczas gdy Remenderowy prezentuje dużo dojrzalszy, autentycznie zabawny humor.

Co ciekawe jednak scenarzysta serii nie eksponuje Deadpoola w tak szeroki sposób, w jaki mógłby, co odbieram jednak jako zaletę. Podobnie jest w przypadku Logana, obaj pojawiają się rzadziej i jest tego prosta przyczyna. To komiks o zespole i miejsce dla każdej postaci powinny być wyważone. Remender poszedł nawet nieco dalej i skupia się bardziej na pozostałych, bądź co bądź mniej znanych członkach, a więc Psylocke, Archangelu i Fantomexie, tworząc z nich niezwykły trójkąt, w którym emocje i uczucia odgrywają ważną rolę. Można nawet powiedzieć, że stworzył z nich niemal oś serii, nie zapominając oczywiście o zadaniach przed którymi staje cała grupa. Pierwsze zadanie nowego wcielenia X-Force dotyczy Apocalypse'a, mutanta dysponującego wielką mocą, który wielokrotnie próbował uciemiężyć ludzkość. Gdy zebrane zostają dowody na to, że łotr powrócił, Wolverine i spółka obierają sobie za cel ostateczne rozwiązanie jego kwestii. Nie są jednak w stanie wyobrazić sobie przed jakim staną wyborem.

Zanim jednak odnajdują nowe wcielenie Apocalypse'a, muszą stawić czoła Ostatecznym Jeźdźcom, gotowym na każde skinienie swojego pana. Na wzór biblijnych Jeźdźców Apokalipsy wprowadzeni zostają Wojna, Śmierć, Zaraza i Głód, a każdy z wiarygodną przeszłością i motywacją. Okazują się oni niezwykle niebezpiecznymi przeciwnikami i tylko zespołowe działanie pozwala ich pokonać. Gdy w końcu stają twarzą w twarz z En Sabah Nurem, wychodzi na jaw, że Apocalypse w wyniku działać swoich wyznawców odrodził się jako nieświadomy niczego chłopiec. X-Force stają w obliczu moralnego wyboru, który prowadzi niemal do rozłamu w grupie. Z początku wydaje się, że jedynym słusznym wyjściem jest uśmiercenie celu, a więc to, co było założeniem misji. Jednak gorączkowe przekonywanie ze strony Psylocke odnosi pozytywny skutek i gdy Wolverine zarządza zabranie chłopca, wydaje się, że nic już nie może się stać. Wtedy Fantomex oddaje jeden celny strzał, a chłopiec, który jeszcze chwilę temu miał jeszcze szansę na nowe, lepsze życie, pada martwy wprawiając w osłupienie wszystkich zgromadzonych.

Trzeba w tym miejscu przyznać Remenderowi, że zakończył historię z wielkim przytupem. Dodatkowo ostatnia strona jest niezwykle wymowna, gdy X-Force bez słowa opuszczają siedzibę Apocalypse'a i powracają na Ziemię. Widać, że czyn Fantomexa wywarł piętno na grupie i będzie to miało jakieś konsekwencje w przyszłości. Ta strona pokazuje także, że niby nie szata zdobi człowieka, ale możliwe jednak, że "Apocalypse Solution" czytałoby się mniej przyjemnie, gdyby nie świetne, szczegółowe rysunki Jerome'a Openy wspieranego przez kolorystę Deana White'a. Postacie, które ulegają skrajnym emocjom, rozbudowane lokacje i krajobrazy, wszystko to w wykonaniu tych artystów prezentuje się znakomicie i sprzyja lekturze.

Tom oprócz samej historii zawiera także urozmaicone dodatki. O ile alternatywne okładki numerów składających się na wydanie zbiorcze to nic niezwykłego, to pozostałe rzeczy zdecydowanie przykuwają uwagę. Najpierw wgląd w pracę ekipy odpowiedzialnej za komiks, gdzie ukazane są etapy powstawania pojedynczej strony. Od skryptu scenarzysty, poprzez szkic, nałożenie cieni aż po kolorowanie. Na sam koniec prawdziwa gratka. Jest to historia powstania X-Force, napisana z perspektywy Wolverine'a, a traktująca o sukcesach i porażkach grupy X-Force od momentu jej powstania.

Tak, jak wspomniałem we wstępie, nigdy nie byłem entuzjastą grupowych przygód komiksowych postaci. Rickowi Remenderowi udało się jednak wykreować silną drużynę, nie pozbawioną różnych charakterów, którzy jednak potrafią współdziałać. Jego UNCANNY X-FORCE z pewnością jest warte poświęconego mu czasu.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

DeadpoolMAX Volume 1

Na tom złożyło się dwanaście numerów. Podtytuły kolejnych zeszytów to: "Heads", "As Inez Does (A Love Story)", "An Alternate History of Love in America, part 23", "No Cable, No Future", "A History of Violence", "Domino Effect", "Honey Moon in Waikiki", "One Night in Bangkok", "Bachelor Party for Bachelors", "Hail Hydra!", "A Hard Knock Life" oraz "Long Live Hydra".
Scenariusz: David Lapham.
Rysunki: Kyle Baker (#1-8, #10-12) oraz Shawn Crystal (#9).

Przymierzając się do lektury Marvelowskich serii z "MAX" w tytule należy pamiętać, że mają one kilka charakterystycznych cech. Wydarzenia w nich przedstawiane mają miejsce poza szeroko pojętym regularnym uniwersum, w którym znajduje się Ziemia 616. Wydawane w nich historie skierowanym są do dorosłego odbiorcy ze względu na obecną w nich nagość, wulgaryzmy oraz sceny przemocy. Także ich autorzy pomimo, że czerpią często ze znanych motywów, mają niemal wolną rękę w kreowaniu postaci i wydarzeń. Przekaz MAX-tytułów jest dużo bardziej poważny od standardowych, trykociarskich komiksów, a jako, że są one kierowane do dojrzałych czytelników, scenarzyści mogą dowolnie przekraczać ograniczenia cenzury.

Wspomniane granice, a może w tym wypadku należałoby napisać bardziej o ich braku, widać najlepiej już w pierwszym zeszycie autorstwa Laphama. Wulgaryzmy, homoseksualizm, krew i rozczłonkowane ciała stworzyły naprawdę niecodzienne połączenie. Sama historia także była ciekawa, ale szeroko komentowane były przede wszystkim niecenzuralne środki, jakich użył scenarzysta. Trudno w pewnym stopniu nie przyznać im racji, jednak z mojej perspektywy były to jedynie środki użyte przez scenarzystę, aby czytelnicy zwrócili uwagę na jego pracę. Jeszcze drugi numer wywołał niemałe poruszenie, ale jako że wyniki sprzedaży zapewne zadowoliły wydawców seria przetrwała, to jednak chyba nie obyło się bez małej ingerencji edytorów, gdyż od trzeciego numeru, forma nieco łagodnieje. A fabuła, delikatnie splatająca kolejne zeszyty, intrygowała coraz bardziej.

David Lapham, odpowiedzialny za scenariusze całej serii, wykorzystał nie tylko w pełni motywy kojarzone z Pyskatym Najemnikiem, ale co istotne powiązał je w logiczną całość, ukazując sukcesywnie czytelnikowi w kolejnych numerach, jak to się stało, że Wade Wilson stał się Deadpoolem. A 'Pool Laphama to udręczony człowiek, który już od najmłodszych lat był ciężko doświadczany przez los i to niemal na każdym kroku, w wyniku czego stał się najlepszym zabójcą jakiego nosiła Ziemia, a który odpowiednio ukierunkowany może uczynić świat nieco lepszym miejscem. Odnośnie warstwy wizualnej, to do specyficznych rysunków Kyle'a Bakera trzeba się po prostu przekonać. Przez pierwszych kilka numerów sam miałem z nimi niemały problem, ale gdy sięgnąłem po dziewiąty zeszyt tej maxi-serii, wyjątkowo narysowany przez Shawna Crystala, jakoś brakowało mi prac Bakera. Nie chodzi mi o to, że Crystal się nie spisał, ale jego styl wydawał mi się mało oryginalny, choć znów, był on bardziej drobiazgowy od Bakera.

Cechą, która w istotny sposób odróżnia Deadpool MAX od innych 'Poolowych serii jest fakt, że Lapham niezwykle umiejętnie korzysta zwłaszcza z postaci Boba, który zazwyczaj był przedstawiany jako etatowy niedorajda, plączący się Wilsonowi pod nogami. W wersji MAX to postać wielowymiarowa, z sukcesem konkurująca z Deadpoolem o przewodnictwo w serii. To właśnie Bob, jako jedyny, jest w stanie utrzymać w ryzach swojego niezrównoważonego partnera. Swoje miejsce w całej tej układance odnaleźli także Cable, Blind Al, Szalona Inez a także Weasel czy Taskmaster.

Reasumując, dlaczego warto sięgnąć po kreację Deadpoola według pomysłów Davida Lephama. Jest to swego rodzaju klasyczny Wade Wilson, pozbawiony udziwnień Volumu 2, do tego dochodzą nowe interpretacje postaci z uniwersum Deadpoola, dużo specyficznego humoru, ciekawe historie czasami niepowiązane ze sobą w bezpośredni sposób, ale współistniejące oraz niebanalne rysunki. To wszystko stanowi o sile tego tytułu i zachęca do tego, aby sięgnąć po kontynuację.

Ryan Reynolds Deadpoolem

W końcu potwierdziło się, że Ryan Reynolds wcieli się w Deadpoola w filmie przygotowywanym na luty 2016 roku. Aktor na swoim koncie na Twitterze zamieścił jednoznacznie brzmiącą wiadomość: https://twitter.com/VancityReynolds/status/540594148097916928/photo/1. Kilka filmowych portali potwierdziło tę informację. 

Nie jest to nic zaskakującego, ale zajęło to zastanawiająco dużo czasu. Ponoć kwestią sporną była nie tyle gaża aktora, choć nie oszukujmy się, swoje znaczenie liczba zer na umowie też na pewno miała, ale chodziło bardziej o wkład RR w powstanie tej produkcji. 

Prace na planie mają ruszyć w marcu przyszłego roku. Za kamerą wcześniej potwierdzony Tim Miller.

czwartek, 20 listopada 2014

X-Men Origins: Deadpool

Pełny tytuł tego komiksowego one-shota opowiadającego o początkach Wade'a Wilsona, brzmi "X-Men Origins: Deadpool - The Major Motion Picture". 
Historia składa się z sześciu podrozdziałów: "Mulholland Drive", "The Naked and the Dead", "Inglorious Basterd", "A Star is Born", "Kiss Kiss Bang Bang" oraz "The Long Goodbye". 

Scenariusz: Duane Swierczynski.
Rysunki: Leandro Fernandez.
Opowiedzenie originu komiksowej postaci to nie lada wyzwanie. Wymaga to znajomości wielu faktów, które w przeszłości i w miarę kolejnych historii, mogły być zmieniane lub korygowane. Rzadkim zabiegiem wydawców jest powierzenie takiego zadania scenarzystom, dla których historia o początkach postaci, jest zarazem pierwszym z nią kontaktem. Omawiany komiks jest właśnie przykładem, w którym scenarzysta Duane Swierczynski zaznajomiony z postacią Pyskatego Najemnika otrzymuje zadania ukazania pokrótce co doprowadziło do ukształtowania się Deadpoola. 

Przy Swierczynskim warto szczególnie wspomnieć o MESSIAH WAR, istotnym wydarzeniu w komiksach Marvela z 2009 roku (które ukazało się na łamach serii Cable i X-Force), gdzie Deadpool często się przewijał. W tym samym roku scenarzysta napisał jedną z historii dodatkowych do annuala DEADPOOL #900. Ciekawostką jest fakt, że w czasie, gdy na rynku ukazało się X-MEN ORIGINS: DEADPOOL, Swierczynski równocześnie pracował nad miniserią DEADPOOL: WADE WILSONS WAR, która ukazała się w ramach Marvel Knights (imprintu Marvela, nie będącego częścią szeroko rozumianego universum, za jakie uważa się Ziemię 616). Do tego dochodzi też kilka pojedynczych zeszytów serii DEADPOOL & CABLE, w której przy numerze 26 współpracował z Leandro Fernandezem, odpowiedzialnym za rysunki w niniejszym zeszycie.

Na oś fabularną składa się opowieść Najemnika o swoim życiu. Deadpool historię snuje w rozdziałach, które się wzajemnie uzupełniają. Rozpoczyna od programu Weapon X, do którego zgłosił się będąc świadomym swej śmiertelnej choroby. Dzięki eksperymentowi nabył zdolności regeneracyjne, okupione jednak oszpeceniem ciała. Wyjawia też kiedy i w jakich okolicznościach zaczął nosić swój charakterystyczny kostium. Następnie cofa się o kilka lat i opowiada o losach Wade'a Wilsona, najemnika z zasadami, którego życie zmienia zdiagnozowanie u niego nieuleczalnego nowotworu. Niedługo po tym opuszcza ukochaną i zaczyna snuć się po świecie, aż dowiedziawszy się o pewnym nowatorskim eksperymencie, zgłasza się do niego na ochotnika. Na umowny trzeci rozdział składają się wspomnienia Wade'a z dzieciństwa, o tym jak ojciec opuścił jego i matkę, która zaczęła się staczać w alkoholowym amoku. Gdy tylko osiągnął pełnoletniość, opuścił dom i zaciągnął się do wojska, a gdy zakończył służbę, podjął się profesji najemnika. Warty uwagi jest tutaj fakt pewnego zróżnicowania. Otóż Deadpool, opowiadając o swoim dzieciństwie wypowiada się w pierwszej osobie liczby pojedynczej, podczas gdy referując życie Wade'a Wilsona najemnika, wypowiada się w trzeciej osobie, jakby Wade z tamtego okresu życia był dla niego kimś obcym.

Historię, mimo że opowiedzianą z odwróconą chronologią, czyta się bardzo przyjemnie. Kolejne motywy z życia Deadpoola za przystępne nawet dla osób, które nie miały bliższego kontaktu z postacią. Swierczynski ukazuje nam, jak ogromny wpływ miały na małego Wade'a, normalnego chłopca, traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Wskazuje na to przywołany przeze mnie trzeci rozdział, który wydaje się być najistotniejszy. To ciężkie doświadczenia z dzieciństwa Wade'a zachwiały jego osobowość i wypaczyły psychikę, a kolejne życiowe losy pogłębiały ten stan. Nie byłby to jednak komiks o Deadpoolu, gdyby nie spora dawka humoru i tutaj jest on wyższego sortu. Kwestia tego, że Deadpool jest świadomy faktu bycia postacią z komiksów, nie jest przywoływana bezpośrednio, ale na niektórych stronach umieszczone zostały pewne przypisy, w których Najemnik w charakterystyczny dla siebie sposób tłumaczy czytelnikowi niektóre "filmowe zagadnienia". Odnośnie oprawy, to nie mogę się przyczepić do prac Fernandeza. Jego styl nie odciąga od fabuły, ani jej nie odstręcza, stanowi bardzo udane uzupełnienie. 

Objętość standardowego zeszytu to jednak trochę za mało, aby opowiedzieć origin takiej postaci jak Deadpool, która kształtowała się na przestrzeni wielu lat. Mam jednak wrażenie, że Duane Swierczynski osiągnął to, co zamierzał i dlatego historię, w której zawarty jest pobieżny przegląd najbardziej kluczowych wydarzeń z życia postaci, oceniam bardzo pozytywnie. Ukazuje ona Deadpoola nie jako wypadkową nieudanego eksperymentu, ale umęczonego człowieka, który w wyniku tylu bolesnych życiowych doświadczeń, wybrał taką, a nie inną drogę, po której dąży niezależnie od tego, co zgotuje mu los.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Gościnne występy: X-Men Volume 2 #26-27

Scenariusz: Victor Gischler.
Rysunki: Jorge Molina.
Niniejsze dwa zeszyty stanowią jedynie zamknięcie "wampirzej" historii, która rozstrzyga czy mutantka Jubilee przemieniona niedawno w wampira, powinna pozostać z drużyną X-Men, czy też winna dołączyć do swoich nowych braci i sióstr. Muszę przyznać, że jakoś całość mnie niespecjalnie zainteresowała, to za ciekawostkę odnotowałem istnienie także dobrych krwiopijców, do których zalicza się nie tylko Blade.  

Skupiając się na tym, co mnie interesowało przy podejściu do lektury, a więc oczywiście Deadpoolu, to na przestrzeni tych dwóch numerów stanowi on jedynie drugie czy nawet trzecie tło głównego wątku i pomimo, że pojawia się na wielu panelach, jego występ nie ma większego znaczenia. Jest trochę humoru, właśnie tylko dzięki Poolowi, jest pewna obietnica Domino... i trochę strzelania z czołgu. Bardzo niewiele jak dla fana Najemnika i dlatego uważam ten występ za niezbyt warty uwagi. 

środa, 5 listopada 2014

Deadpool Volume 3 #1-6: Dead Presidents

Podtytuły kolejnych zeszytów to: "In Wade We Trust", "We Fought a Zoo", "Dr. Strange Lives (or How I Learned Deadpool Was da Bomb)", "The Quick and the Dead and the Really Dead" oraz "Star Wars: Revenge of the Gipper".
Scenariusz: Gerry Duggan i Brian Posehn.
Rysunki: Tony Moore.
Z utęsknieniem wyczekiwałem zakończenia runu Daniela Waya w Deadpool VOLUME 2. Na przestrzeni 63 numerów scenarzysta ten tak mnie zniechęcił do jego wersji Pyskatego Najemnika, że czasami miałem trudności z wysiedzeniem nad serwowanymi przez niego numerami. Na narzekanie na Waypoola przyjdzie jeszcze pora, teraz wypadałoby pochylić się nad duetem, który rozpoczął nowy rozdział przygód 'Poola. Wybór włodarzy Marvela był dość odważny, gdyż zarówno Gerry Duggan jak i Brian Posehn bardziej znani byli jako ludzie telewizji i komicy, niż komiksowi scenarzyści. Z tej dwójki to Duggan miał większe komiksowe doświadczenie, ale i ono nie było wielce okazałe. Decyzja zapadła i duet rozpoczął pracę. Należy zaznaczyć, że VOLUME 3 nie jest restartem Deadpoola. Daremny VOL 2 pozostał kanoniczny, a nowy rozdział rozpoczął się od numeru pierwszego.

Pewien nekromanta postanawia wskrzesić zmarłych prezydentów USA aby przywrócili oni świetność krajowi chylącemu się ku upadkowi. Jednak Michael, jak nazywa się nekromanta, nie zdaje sobie sprawy, że wskrzeszeni prezydenci będą pod wpływem złych mocy i zamiast mu pomóc postanowią doszczętnie zniszczyć kraj i dopiero na jego ruinach wybudować nowy. Na taki obrót sprawy nie może pozwolić SHIELD, które przydziala swoich agentów, aby zażegnali kryzys. Nie mogąc sobie poradzić z obdarzonymi ponadludzkimi mocami nieumarłymi agenci muszą z kolei zwrócić się do superbohaterów po pomoc. Gdy jednak Kapitan Ameryka musi na oczach mediów zabić szalejącego Harry'ego Trumana, SHIELD dochodzi do wniosku, że do tego zadania muszą znaleźć kogoś, kto nie boi się zszargać swojej opinii i chętnie podejmie się zadania w zamian za odpowiednią zapłatę. Wybór pada na Deadpoola. 

Wade Wilson w nowym rozdaniu swoich przygód wraca do korzeni. Scenarzyści zrezygnowali z dwugłosu wewnętrznego i tak jak to było przed erą Waypoola, Najemnik wykorzystuje teraz tylko żółte dymki i ramki myślowe. Jest to dla mnie zasadnicza zmiana i po prostu powrót do normalności. Także sam koncept walki z przywróconymi do życia prezydentami wydaje się na tyle fajny w swej absurdalności, że pasuje do Deadpoola, którego chce się czytać. Do tego widzę, że scenarzyści nie będą bali się wystawiać Najemnika na prawdziwe próby charakteru. Chodzi mi o twist, który serwuje duet scenarzystów, gdy Jerzy Waszyngton morduje Preston na oczach zrospaczonego Deadpoola. Ten motyw odczytuję jako znak, że VOLUME 3 z pewnością nie będzie prowadzony tak monotonnie jak poprzedni rozdział. 

Poza tym zaprzestano lolowania i humor wydaje się być teraz bardziej naturalny. Nawet sam tytuł zeszytu zamykającego pierwszą historię, a więc ten nawiązujący do Star Wars, powoduje mały uśmieszek. O tyle o ile skojarzenia od razu nasuwają serię filmów o losach Luke'a Skywalkera, to jednak tutaj chodzi bardziej o program kosmiczny, który nosił właśnie taką nazwę a został zainicjowany za rządów Ronalda Reagana, którego Wade musi pokonać... na pokładzie jednego ze statków znajdujących się na orbicie okołoziemskiej. 

Humor to jedno, otoczenie Deadpoola także w końcu nie stoi w miejscu. Wykreowanych zostaje kilka ciekawych postaci, wśród których na pierwszy plan wysuwa się Emily Preston, która na jakiś czas z pewnością stała się, dosłownie, nierozerwalną częścią Deadpoola. Także duch Baniamina Franklina to niebanalny towarzysz, a i nekromanta Michael rokuje ciekawe na przyszłość. Jest też kilka motywów, które w kolejnych numerach mogą zostać rozwinięte. Zwłaszcza warto zwrócić uwagę na intrygujące dwie krótkie wymiany zdań między doktorem Strangem a Deadpoolem o tajemniczym problemie, z którym zmaga się Pyskaty Najemnik. Na chwilę obecną nie mam wielu pomysłów o co może chodzić, czyżby o brakujący biały dymek myślowy, czekam na rozwinięcie tego motywu.  

Nie wszystko jednak w pierwszym tomie zasługuje na pochwałę. Po pierwsze trzeba chyba być Amerykaninem, aby załapać kontekst wszystkich żartów. Muszę wyznać, że ze zrozumieniem kilku miałem spory problem, ale od czego są internety. Jak napisałem w akapicie powyżej, humor jest na lepszym poziomie, ale nieco męcząca wydaje się być już sama ilość żartów na kolejnych stronach. Serwowane są one niemal bez wytchnienia i dopiero w samej końcówce piątego zeszytu zostaje to nieco przyhamowane. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy żarty idą w jakość, a nie ilość. 

Rysunki w pierwszym tomie zaliczam jak najbardziej na plus. Tony Moore, który rozpoczął pracę jako główny rysownik serii, szybko mnie do siebie przekonał. Styl Moore'a, który zdecydowanie różni się od tych w dotychczasowych regularnych Poolowych tytułach, świetnie się sprawdza przy lekturze. Do tego artysta zmienił nieco kostium Najemnika, tak aby był ona bardziej praktyczny. Nie jest to już zwykły strój zakrywający jedynie twarz i ciało Najmenika, stanowi on teraz pierwszą ochronę dla głównego bohatera. Niby przy błyskawicznej regeneracji nie jest to potrzebne, ale ma to więcej sensu niż cienka "piżamka". Zmieniła się nieco kolorystyka kostiumu, można dopatrzeć się więcej czerni, nieco mniej czerwieni. No i powróciły dwie katany. Też niby drobnostka, a cieszy. 

"Dead Presidents" wypada bardzo obiecująco. Może nie jest to do końca historia, która silnie wrysuje się w kanon Deadpoola, ale jest to udane wprowadzenie do nowego rozdziału. Dobrze napisana, dobrze narysowana, jednym słowem polecam.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Ultimate Spider-Man 2x16: "Ultimate Deadpool"

Jak łatwo domyśleć się po tytule, serial animowany skupia się w głównej mierze na przygodach Spider-Mana, ale jest to nieco inna inkarnacja superbohatera niż dotychczas. Ścianołaz nie jest solowym jej bohaterem działającym w Nowym Jorku, a jedynie częścią grupy bohaterów, w skład której wchodzą też Nova, White Tiger, Power Man i Iron Fist, będących pod kuratelą SHIELD kierowanego przez Nicka Fury'ego. Dodatkowo galeria postaci towarzyszących i goszczących w kolejnych odcinkach jest tak duża, że serial mógłby równie dobrze nazywać się "Spider-Man i przyjaciele". Szesnasty odcinek drugiego sezonu poświęcony został Deadpoolowi. 

Otóż Pyskaty Najemnik zjawia się, aby odnaleźć siedzibę Taskmastera, który podobno zdołał wykraść z siedziby TARCZY pseudonimy wraz z prawdziwymi imionami i nazwiskami wszystkich superbohaterów ukrywających swoją tożsamość. Spidey, będący chwilowo pod wielkim wrażeniem Deadpoola postanawia mu pomóc, ale szybko do niego dociera jak daleko Wilsonowi do bycia bohaterem. Fabularnie szybko można zauważyć, do jak młodych widzów ten serial jest skierowany. Kolejne wydarzenia przeskakują z punktu a do punktu b niezwykle prostymi środkami. Czasami pistolety czy jakaś broń biała pojawiają się nie wiadomo skąd, posuwając mozolnie akcję do przodu. Co dziwne, nawet motywy dziejące się w wyobraźni bohaterów silnie oddziałują na prezentowane wydarzenia i postacie. 

Co do kreacji samego Deadpoola to mam doprawdy mieszane uczucia. O ile ukazanie jego zakręconego, niejednoznacznego charakteru, wtrącanie się w monologi Spider-Mana czy edycję napisów początkowych zaliczam jak najbardziej do pozytywów, to pozostaje wiele elementów, które nie trafiły w me gusta. Nie wiem, czy każdy odcinek tego serialu ma tak humorystyczny wydźwięk, ale wyciąganie nawet na siłę żartu w każdej możliwej chwili szybko męczy. 

Do animacji od strony technicznej mam tylko jedno zastrzeżenie. Chodzi o walki, a właściwie ich choreografię, która mocno kulała. Zwłaszcza pojedynek Deadpoola z Taskmasterem wyglądał jak zlepek dziwnych podrygów. Inne elementy, jak lokacje, co prawda proste, ale zróżnicowane, czy kostiumy były wiernie odwzorowane. Jeśli chodzi o obsadę, a właściwie dobór głosów, to o ile Drake Bell sprawdził się jako Spider-Man, to użyczający głosu 'Poolowi Will Friedle nie przypadł mi do gustu. Poważne kwestie wypadły przekonywująco w jego wykonaniu, ale te mniej poważne wypowiadał dziwnym, piskliwym głosikiem, który psuł mi seans. Fajnym smaczkiem za to był udział Clarka Gregga, który jak ma to miejsce w kinowym uniwersum Marvela, wcielił się w agenta Coulsona. Poza tym warty odnotowania był dosłownie jednoznadaniowy, ale zawsze udział J.K. Simmonsa, znanego z roli J. Jonaha Jamesona z kinowej trylogii SPIDER-MAN Sama Raimiego. Jego niezwykle ekspresyjna interpretacja szefa Daily Bugle sprawia, że nie sposób się nie uśmiechnąć. 

Odcinek może też dostać małe plusiki za "un-alive" oraz nawiązanie do tego, że Deadpool jako jeden z niewielu był w stanie pokonać Taskmastera w walce wręcz. Podsumowując, nie jest to telewizyjny występ Deadpoola szczególnie godny polecenia. Jak dla mnie Najemnik został zbyt przefajniony, tak aby mógł trafić w gusta bardzo młodej widowni. A jako że ja już do takiej widowni nie zaliczam się od ponad dekady, nie mogę go po prostu z czystym sumieniem polecić. 

poniedziałek, 20 października 2014

Gościnne występy: Avenging Spider-Man #12-13

Scenariusz: Kevin Shinik.
Rysunki: Aaron Kuder.

Akcja tej krótkiej historii dzieje się chronologicznie przed wydarzeniami ukazanymi w numerze pięćdziesiątym DEADPOOL VOLUME 2. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w odniesieniu do motywów, którymi kieruje się Deadpool nie pierwszy raz uprzykrzając życie Spider-Manowi. W tamtym okresie przygód pisanych przez Daniela Waya, Pyskaty Najemnik postanowił, że chce umrzeć i starał się do tego doprowadzić wszelkimi środkami. Także takimi wysoce wydumanymi jak zahipnotyzowanie serca aby przestało bić. Po kolei jednak...

Ścianołaz w asyście Pyskatego Najemnika musi walczyć, aby kontroli nad umysłem herosa nie przejął pewien łotr. Szybko jednak okazuje się, że cała sprawa ma drugie dno, a Deadpool po raz kolejny sprowadza na przyjaciół kłopoty. Ponownie jednak staje ostatecznie po właściwej stronie i Spider-Man odzyskuje panowanie nad sytuacją. 

W każdym komiksowym uniwersum są postacie, których istnienie lepiej przemilczeć. Do tego grona z pewnością od teraz zaliczę Hypno-Hustlera, którego jedyną wartą uwagi cechą jest zdolność zahipnotyzowania każdej żywej istoty. Ten łotr to doprawdy jeden z najbardziej niedorzecznych łotrów z jakimi miałem kiedykolwiek styczność. Zarówno jeśli chodzi o kostium, jak i o modus operandii. Originu i przeszłości nawet nie sprawdziłem, gdyż uznałem, że szkoda na to czasu. Od razu też przypomniał mi się pewien motyw z miniserii SUICIDE KINGS, gdy w pewnym momencie Pyskaty Najemnik zaczyna szydzić z kilku przedstawicieli galerii przeciwników Spider-Mana. Teraz doprawdy rozumiem 'Poolowy punkt widzenia. 

Jeśli chodzi o oprawę to artysta Aaron Kuder wypadł co najwyżej poprawnie. Znając prace tego rysownika głównie z projektów dla DC Comics, oczekiwałem czegoś lepszego. Dodatkowo można wypatrzyć pewną dużą wpadkę, gdy na jednym z kadrów Spidey ma ewidentnie przetrącony kręgosłup. Pomimo jego nieprawdopodobnej zwinności i gibkości, nawet on nie potrafiłby przyjąć takiej pozy.  

Dwuzeszytowa przygoda Deadpoola i Spider-Mana na łamach jednej z serii tego drugiego, skupia się oczywiście w głównej mierze na Peterze Parkerze i jego alter ego. Najemnika jest sporo, ale głównie w numerze dwunastym. Do tego tylko kilka uśmiechów tu czy tam, jak na dwa numery to bardzo mało. Nic z tego nie rekompensuje Hypno-Hustler. Reasumując, czy warto to polecić? Raczej nie, ewentualnie fani wspólnych występów Spideya i 'Poola znajdą coś dla siebie, ale nawet w ich przypadku, team upy tych dwóch postaci bywały dużo lepsze. 

niedziela, 12 października 2014

Deadpool Leaked Test Footage

Kilka miesięcy temu Rob Liefeld, o czym wspominałem jeszcze na DPHP 1.0, wyjawił w jednym z wywiadów, że widział filmik testowy do kinówki o Deadpoolu. Niewielu mu wtedy uwierzyło, zwłaszcza że ten twórca lubił wiele rzeczy wyolbrzymiać. Ostatnie tygodnie kazały jednak oddać sprawiedliwość współtwórcy Pyskatego Najemnika. 
Filmik testowy, który z prędkością światła okrążył Internet pojawiając się chyba na każdym filmowym czy komiksowym portalu, wywołał nie lada poruszenie. Przygotowany przez Blur Studios miał zobrazować włodarzom wytwórni Fox w jakim duchu Tim Miller utrzymałby powierzony mu projekt - film kinowy z 'Poolem w roli tytułowej. Nie od razu przyniosło to zamierzony efekt, ale teraz jak już wiemy oficjalnie, Deadpool zagości w kinach w 2016 roku. 

Zdarzają się takie projekty, których realizacja wywołuje szybsze bicie serca, ale to zupełnie przerosło moje oczekiwania. Pomimo, że całość została wygenerowana komputerowo, a Ryan Raynolds użyczył głównie głosu Najemnikowi, kupuję w całości to, co zostało zaprezentowane. Łamanie czwartej ściany, humor wyższych jak i niższych lotów, uniknięcie bryzgającej krwi, zrównoważona ilość bluzgów, mnie ten filmik rzucił po prostu na kolana. Moje nadzieje i oczekiwania został skutecznie rozbudzone. 

Jak wspomniałem na wstępie, to Liefeld jako pierwszy wyjawił istnienie samego filmiku, ale zdradził także pewien istotny szczegół. Całość miała trwać około ośmiu minut. Pojawia się więc teraz proste pytanie. Skoro powyższy "wyciek" trwa niecałe dwie minuty, gdzie reszta? Gdzie jest pozostałych sześć minut? Na szczęście wydaje się, że w obliczu tak pozytywnego odzewu nie tylko ze strony fanów, to tylko kwestia czasu, kiedy kolejne materiały zaczną wychodzić na światło dzienne. 

Deadpool: Suicide Kings

Scenariusz: Mike Benson i Adam Glass.
Rysunki: Carlo Barberi.
Na początku 2009 roku, a więc kilka miesięcy po rozpoczęciu Volumu 2 przygód Pyskatego Najemnika autorstwa Daniela Waya, szefostwo Marvela widząc wzrastające zainteresowanie postacią Deadpoola, postanowiło to wykorzystać i wypuścić na rynek mini-serię Mike'a Bensona i Adama Glassa. Mając w pamięci ich wspólną pracę nad "Luke Cage Noir" wydawnictwo liczyło na dobrą historię, a przynajmniej dobrą sprzedaż. I właśnie o ile wyniki sprzedaży zadowoliły wydawców, to jednak historia jako całość, prezentuje się nieco mniej okazale, niż fani i czytelnicy mogliby sobie tego życzyć.

Brak jej szczególnie oryginalności głównego wątku, gdyż już nie raz można było przeczytać historię, w której Deadpool przyjmuje jakieś zlecenie, a to okazuje się dla niego fatalne w skutkach (nie szukając daleko historia "Horror Business" Waya z VOLUMU 2, czy też one-shot "Game$ of Death"). Nie oznacza to jednak, że "Suicide Kings" źle się czyta czy lektura jest przewidywalna. Po prostu tak proste założenie już na samym początku obniżyło moją ogólną ocenę. Historię mimo to czyta się szybko i nie trzeba przy tym znać poprzednich losów Wade'a, choć odbiorcy bardziej zaznajomieni z losami Wilsona, bez problemu odnajdą dodatkowe smaczki, zwłaszcza tyczy się to postaci Outlaw. Do tego dochodzą jeszcze Punisher, Daredevil i Spider-Man, którzy także mają swoje miejsce w fabule.

Jest jednak inna rzecz, która niezwykle irytowała mnie w trakcie lektury. Chodzi o regenerowanie się Wade'a po krwawych spotkaniach z Punisherem. Deadpool jest zdolny, podobnie jak Wolverine, regenerować nawet poważne rany. O ile postrzał w głowę można jakoś przeboleć, obcięte ręce też mieszczą się jeszcze w granicach tolerancji, to jednak odstrzelona głowa powinna wyeliminować Wilsona na dłuższy czas, a tu po kilku godzinach Najemnik jest zdolny do kolejnych działań. Przesada, duża przesada i poważna uwaga do scenarzysty. Oprawa historii też nie jest tak dobra, jak mogłoby sugerować nazwisko autora. Tym razem rysunki Carlo Barberiego są bardzo nierówne, jedne prace są bardzo fajnie wykonane, podczas gdy na innych można dostrzec nieco zachwiane proporcje. Nie przeszkadza to jednak znacząco w lekturze, jednak w VOLUMIE 2 Barberi przyzwyczaił do lepszych prac.

"Suicide Kings" nie jest rozbudowaną historią, zapewnia niezobowiązującą rozrywkę z dużą dawką humoru, okraszoną niezłymi rysunkami. Warto przeczytać, nawet jeśli nie jest się fanem Najemnika.

środa, 8 października 2014

Thunderbolts Volume 2 #1-6: No Quarter

Podtytuły kolejnych zeszytów to: "Enlisted", "Weaponized", "Unconventional Warfare", "Massive Response", "Coup" oraz "Fallout".
Scenariusz: Daniel Way.
Rysunki: Steve Dillon.
Jest to doprawdy zdumiewające, że gdy Daniel Way w niesławie opuszczał VOLUME 2 Deadpoola i nie mogąc się w żadnym momencie pochwalić się jakimś wybitnym dziełem, w krótkim czasie dostał nowy tytuł startujący od pierwszego numeru. Scenarzysta ten mający problemy z ciekawym i nieliniowym prowadzeniem losów jednego bohatera dostaje serię, w którym będzie musiał pisać losy całej grupy wyrazistych postaci, z których każda ma swoich oddanych fanów. Skoki na głęboką wodę udają się. Czasami.

Thunderbolts jako grupa, począwszy od tak wcale nieodległego debiutu w 1997 roku, wielokrotnie zmieniali swój skład. Jedną z ich inkarnacji Wade Wilson napotkał na swojej drodze całkiem niedawno, a mianowicie na początku VOL 2, a więc tym pisanym przez Waya. Nie było to nic epickiego, ot kawałek niezobowiązującego czytadła będącego jeszcze częścią pierwszego woluminu THUNDERBOLTS. Przejdźmy jednak do głównego założenia i początku THUNDERBOLTS VOLUME 2. Deadpool po rozwiązaniu X-Force przystaje na propozycję Thaddeusa Rossa, znanego obecnie bardziej jako Red Hulk, który zbiera autorską ekipę do zadań specjalnych. Kolejnymi wybrańcami alter-ego Czerwonego Olbrzyma są Frank "Punisher" Castle, Flash "Venom" Thompson oraz Elektra Natchios. Oprócz nich są także Samuel "Leader" Sterns i Abigail "Mercy" Wright. Z całego grona to jedynie ta ostatnia stanowiła dla mnie zagadkę. To mój pierwszy kontakt z tą postacią i po lekturze musiałem przeprowadzić mały rekonesans. Teraz bogatszy o kilka informacji dochodzę do wniosku, że podobnie jak Punisher, nie bardzo jej koncepcja pasuje do drużynowych przygód. No ale cóż, może przy odpowiedni podejściu wpasują się oni w dalsze losy grupy. 

W prostą historię o pozbyciu się pewnego dyktatora na małej wyspie wplątanych zostaje kilka innych wątków, które niezamierzenie głównie w mniejszy niż większy sposób wzbudzają ciekawość. Mamy tutaj niby trochę polityki, a więc ustanawianie i obalanie dyktatur podporządkowane interesom możnych tego świata, niedwuznaczne relacje rodzinne prowadzące do eskalacji, czy też ludność walczącą o wolność i swoje prawa. Wszystko to jednak tak lekko zarysowane, że niemal bez wyrazu ginie na tle całości. Każdy z przywołanych motywów mógłby (i powinien) stanowić oś historii, a tak zostały one kolejno po prostu zmarnowane. Do tego nadal nie podoba mi się sposób prowadzenia Deadpoola. Tyle czasu, a w moich oczach Way nadal tego nie potrafi. 

Także warstwa wizualna i to już po pierwszych stronach, delikatnie to ujmując, nie zachęca do lektury. Co prawda mogło by być gorzej, ale styl Steve'a Dillona jest tak monotonny i pozbawiony dynamizmu, że nijak nie pasuje do komiksu superbohaterskiego. Do tego słabo narysowane twarze, momentami wszyscy wydają się być do siebie podobni, bez względu na rasę czy płeć. Do tego fatalnie rysowana krew, której na kolejnych stronach jest całkiem sporo, a sposób jej przedstawienia nasunął mi na myśl... plastikowe wymiociny używane przez podrzędnych żartownisiów. Przy tym wszystkim niewielkim, ale zawsze pocieszeniem jest to, że Julian Tedesc, autor coverów do poszczególnych numerów jak i samego wydania zbiorczego, wykonał naprawdę dobrą pracę. Jego dynamiczny styl jest całkowitą odwrotnością Dillona i co prawda korzysta z wąskiej palety barw, gdyż dominują czerwień, czerń i biel, ale prezentuje się to po prostu rewelacyjnie. 

"No Quarter" niczym się nie wyróżnia spośród całej gamy przeciętnych komiksów, pod którymi podpisał się Daniel Way. Śmiem twierdzić, że to idealny przykład jak ten scenarzysta traktuje czytelnika. W żadnym momencie nie wysila się przy swojej pracy, a to co prezentuje na kolejnych stronach wynika tylko z ogólnikowego konspektu nabazgranego na kolanie. A powinno być zupełnie inaczej, mając na uwadze fakt jakie postacie są w drużynie. Każda z nich powinna wnosić do drużyny swoją osobowość i bagaż doświadczeń, ale trzeba to umiejętnie zrobić i gdzieś w duchu liczę, że się to zmieni na przestrzeni przyszłej historii, ale mając w pamięci VOLUME 2 'Poola, perspektywy nie rysują się zbyt optymistycznie.

niedziela, 28 września 2014

Deadpool na srebrnym ekranie w 2016 roku

Studio 20th Century Fox oficjalnie dało zielone światło na realizację solowego filmu o Deadpoolu. Premiera nastąpi 12 lutego 2016 roku.

Sprawa filmu nabrała tempa, gdy do sieci "wyciekł" filmik testowy przygotowany dla studia. Sam wyciek wydaje się teraz dość mocno kontrolowany, gdyż do filmików w słabej jakości szybko dołączył taki w HD. I od tego momentu pozytywny hype rósł proporcjonalnie do kolejnych dni mijających od jego ukazania się.

Oprócz daty premiery, potwierdzono, że na stołku reżyserskim zasiądzie Tim Miller, który niemal od samego początku był łączony z projektem. Scenariusz został napisany już jakiś czas temu przez duet twórców świetnego "Zombieland" - Rheta Reese'a i Paula Wernicka. Odnośnie scenariusza warto jeszcze dodać, że w pewnym momencie był on dostepny w sieci, już nie jestem pewny czy w całości, czy tylko w części. Teraz gdy ogłoszono rozpoczęcie prac ciekawym jest, na ile ulegnie on zmianie, gdyż to wydaje się nieuniknione. Obsada aktorska pozostaje zagadką, gdyż nawet Ryan Reynolds oficjalnie nie potwierdził swojego udziału.

Jednak najszerzej komentowanym zagadnieniem jest kategoria wiekowa z jaką film trafi do kin. Wszyscy życzyliby sobie kategorii R, ale prawdopodobnie skończy się na PG-13, a więc na tej samej kategorii jaką miał filmik testowy i ogólnie rzecz biorąc niemal wszystkie komiksowe filmy na przestrzeni ostatnich lat, w tym X-MEN: FIRST CLASS oraz X-MEN: DAYS OF FUTURE PAST. I to właśnie na te produkcje trzeba patrzeć jako na punkt odniesienia, gdyż jeśli Fox będzie chciało stworzyć spójne uniwersum w obliczu tego, co robi Marvel, a co także próbuje uczynić DC Comics, wszystkie filmy powinny być w tej samej kategorii. A nadarzyła się ku temu okazja, gdyż wspomniane DAYS OF FUTURE PAST wyprostowało pewne grzechy popełnione przy powstawaniu poprzednich filmów o mutantach, zwłaszcza tragicznego X-MEN OGIRINS: WOLVERINE.

Ja nie widzę przeciwwskazań, żeby filmowy 'Pool był w kategorii PG-13. Filmik testowy był w tej kategorii i w żaden sposób mu to nie zaszkodziło. Owszem, zauważam pozytywne strony ewentualnego zastosowania R-ki, wtedy producenci mogliby ostro pójść po bandzie, ale niższa kategoria wiekowa wcale im tego też specjalnie nie ogranicza. Przemoc, krew i wulgaryzmy owszem, są obecne w przygodach Deadpoola, ale nie definiują go jako postaci i ograniczenie ich występowania na ekranie odpowiednio prowadząc historię, może przynieść jedynie korzyści. A na to czekam z niecierpliwością.

piątek, 26 września 2014

Deadpool Homepage 2.0

Strasznie toporna od strony technicznej pierwsza wersja DPHP z czasem zaczęła we mnie budzić coraz więcej negatywnych emocji. Do tego doszło też kilka innych czynników i z czasem postanowiłem zawiesić działalność strony. A jako, że w przyrodzie jednak nic nie ginie, z czasem zrodził się pomysł przeniesienia na bloga, który co prawda też jest oparty na htmlu, ale daje zdecydowanie większe możliwości edycji, które z czasem będę zgłębiał, przez co blog będzie przechodził dalsze zmiany wizualne i funkcjonalne. DPHP 1.0 po jakimś czasie zniknie z sieci, bym mógł w pełni skupić się na wersji dwa-zero.

Tematyka to oczywiście postać Deadpoola i wszystko co z nim związane. Jednak teraz skupię się dużo bardziej na tym co można wziąć w rękę, przeczytać, zagrać czy obejrzeć, a newsy będą raczej przeze mnie marginalizowane. Nie wykluczam oczywiście, że raz na jakiś czas pojawi się mój komentarz jakiejś nowości, gdyż wobec naprawdę ważnych informacji nie sposób przejść obojętnie. Śledzenie informacji na bieżąco przerasta jednak obecnie moje możliwości. Może z czasem to się zmieni, zobaczymy.

A więc przede wszystkim recenzje. Sporo już ich ukazało się na DPHP 1.0 i sukcesywnie będą one przenoszone na bloga doczekawszy się przy tym rozwinięcia. Nowe teksty już się piszą, zwłaszcza tych serii i historii, które nastały wraz z inicjatywą Marvel NOW.

Na koniec tego organizacyjnego wpisu sobie zażyczę owocnej pracy, a Wam drodzy czytelnicy, przyjemnej lektury. Do przeczytania w komentarzach.