środa, 31 grudnia 2014

Deadpool: Paws - nowela literacka

Wade Wilson, bardziej znany jako Pyskaty Najemnik Deadpool, już za kilka miesięcy po raz pierwszy pojawi się w dłuższej formie tylko pisemnej. Na rynku wydawniczym zagości nowela DEADPOOL: PAWS. Ciekawostką samą w sobie jest powyższa okładka, od razu przypominająca legendarne SZCZĘKI Stevena Spielberga. 

Dostępny krótki opis wyjawia, że gdy psy zaczynają przejawiać niesamowitą agresję wobec ludzi, Deadpool zostaje wyznaczony do tego, aby uporać się z rozwścieczonymi zwierzętami. Gdy jednak okazuje się, że Wilson przejawia wielką słabość do czworonogów, sytuacja może się szybko wymknąć spod kontroli. 

Autorem utworu będzie Stefan Petrucha z którym mam świetne, ale wybitnie komiksowe wspomnienia. Swego czasu miał on świetny run w serii na motywach THE X-FILES. Z mojej perspektywy Petrucha przedstawia się jako twórca, który z pozornie błahych motywów potrafi stworzyć coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie tym razem.  

Premiera utworu w sierpniu 2015 roku. 

Uncanny X-Force: Apocalypse Solution

Scenariusz: Rick Remender.
Rysunki: Jerome Opena i Dean White.
Na samym początku muszę wyznać, że decydującym czynnikiem, który wpłynął na to, że po raz pierwszy sięgnąłem po pozycję był fakt obecności Deadpoola w składzie drużyny. Znając ówczesne realia, a więc okres przełomu 2010-2011 trudno się temu dziwić, gdyż w tamtym momencie solowe przygody Pyskatego Najemnika w VOL 2 Daniela Waya zaczęły delikatnie mówiąc nużyć i zacząłem szukać nowej interpretacji ulubionej postaci. UNCANNY X-FORCE szybko okazało się strzałem w dziesiątkę nie tylko z uwagi na dobre historie, ale także właśnie ze względu na podejście Ricka Remendera do Deadpoola.

A jego Pyskaty Najemnik jest od pierwszych kadrów inny i nie chodzi tylko o zmianę kostiumu. Remender zrezygnował zupełnie z głosów wewnętrznych, które tak namiętnie i niemal na siłę wykorzystywał Daniel Way w swoich scenariuszach. Brak także halucynacji, kolejnego Way'owego schematu, równie mocno zgranego jak dwukolorowe ramki myślowe. Wilson jest oczywiście nadal przesadnie gadatliwy, ale wypowiadane przez niego słowa wydają się bardziej poważne, stonowane, co jednak nie znaczy, że humor, który oczywiście często się pojawia, jest mnie zabawny. Wayowy styl prowadzenia Wilsona można by określić jako zakrawający na błazenadę, podczas gdy Remenderowy prezentuje dużo dojrzalszy, autentycznie zabawny humor.

Co ciekawe jednak scenarzysta serii nie eksponuje Deadpoola w tak szeroki sposób, w jaki mógłby, co odbieram jednak jako zaletę. Podobnie jest w przypadku Logana, obaj pojawiają się rzadziej i jest tego prosta przyczyna. To komiks o zespole i miejsce dla każdej postaci powinny być wyważone. Remender poszedł nawet nieco dalej i skupia się bardziej na pozostałych, bądź co bądź mniej znanych członkach, a więc Psylocke, Archangelu i Fantomexie, tworząc z nich niezwykły trójkąt, w którym emocje i uczucia odgrywają ważną rolę. Można nawet powiedzieć, że stworzył z nich niemal oś serii, nie zapominając oczywiście o zadaniach przed którymi staje cała grupa. Pierwsze zadanie nowego wcielenia X-Force dotyczy Apocalypse'a, mutanta dysponującego wielką mocą, który wielokrotnie próbował uciemiężyć ludzkość. Gdy zebrane zostają dowody na to, że łotr powrócił, Wolverine i spółka obierają sobie za cel ostateczne rozwiązanie jego kwestii. Nie są jednak w stanie wyobrazić sobie przed jakim staną wyborem.

Zanim jednak odnajdują nowe wcielenie Apocalypse'a, muszą stawić czoła Ostatecznym Jeźdźcom, gotowym na każde skinienie swojego pana. Na wzór biblijnych Jeźdźców Apokalipsy wprowadzeni zostają Wojna, Śmierć, Zaraza i Głód, a każdy z wiarygodną przeszłością i motywacją. Okazują się oni niezwykle niebezpiecznymi przeciwnikami i tylko zespołowe działanie pozwala ich pokonać. Gdy w końcu stają twarzą w twarz z En Sabah Nurem, wychodzi na jaw, że Apocalypse w wyniku działać swoich wyznawców odrodził się jako nieświadomy niczego chłopiec. X-Force stają w obliczu moralnego wyboru, który prowadzi niemal do rozłamu w grupie. Z początku wydaje się, że jedynym słusznym wyjściem jest uśmiercenie celu, a więc to, co było założeniem misji. Jednak gorączkowe przekonywanie ze strony Psylocke odnosi pozytywny skutek i gdy Wolverine zarządza zabranie chłopca, wydaje się, że nic już nie może się stać. Wtedy Fantomex oddaje jeden celny strzał, a chłopiec, który jeszcze chwilę temu miał jeszcze szansę na nowe, lepsze życie, pada martwy wprawiając w osłupienie wszystkich zgromadzonych.

Trzeba w tym miejscu przyznać Remenderowi, że zakończył historię z wielkim przytupem. Dodatkowo ostatnia strona jest niezwykle wymowna, gdy X-Force bez słowa opuszczają siedzibę Apocalypse'a i powracają na Ziemię. Widać, że czyn Fantomexa wywarł piętno na grupie i będzie to miało jakieś konsekwencje w przyszłości. Ta strona pokazuje także, że niby nie szata zdobi człowieka, ale możliwe jednak, że "Apocalypse Solution" czytałoby się mniej przyjemnie, gdyby nie świetne, szczegółowe rysunki Jerome'a Openy wspieranego przez kolorystę Deana White'a. Postacie, które ulegają skrajnym emocjom, rozbudowane lokacje i krajobrazy, wszystko to w wykonaniu tych artystów prezentuje się znakomicie i sprzyja lekturze.

Tom oprócz samej historii zawiera także urozmaicone dodatki. O ile alternatywne okładki numerów składających się na wydanie zbiorcze to nic niezwykłego, to pozostałe rzeczy zdecydowanie przykuwają uwagę. Najpierw wgląd w pracę ekipy odpowiedzialnej za komiks, gdzie ukazane są etapy powstawania pojedynczej strony. Od skryptu scenarzysty, poprzez szkic, nałożenie cieni aż po kolorowanie. Na sam koniec prawdziwa gratka. Jest to historia powstania X-Force, napisana z perspektywy Wolverine'a, a traktująca o sukcesach i porażkach grupy X-Force od momentu jej powstania.

Tak, jak wspomniałem we wstępie, nigdy nie byłem entuzjastą grupowych przygód komiksowych postaci. Rickowi Remenderowi udało się jednak wykreować silną drużynę, nie pozbawioną różnych charakterów, którzy jednak potrafią współdziałać. Jego UNCANNY X-FORCE z pewnością jest warte poświęconego mu czasu.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

DeadpoolMAX Volume 1

Na tom złożyło się dwanaście numerów. Podtytuły kolejnych zeszytów to: "Heads", "As Inez Does (A Love Story)", "An Alternate History of Love in America, part 23", "No Cable, No Future", "A History of Violence", "Domino Effect", "Honey Moon in Waikiki", "One Night in Bangkok", "Bachelor Party for Bachelors", "Hail Hydra!", "A Hard Knock Life" oraz "Long Live Hydra".
Scenariusz: David Lapham.
Rysunki: Kyle Baker (#1-8, #10-12) oraz Shawn Crystal (#9).

Przymierzając się do lektury Marvelowskich serii z "MAX" w tytule należy pamiętać, że mają one kilka charakterystycznych cech. Wydarzenia w nich przedstawiane mają miejsce poza szeroko pojętym regularnym uniwersum, w którym znajduje się Ziemia 616. Wydawane w nich historie skierowanym są do dorosłego odbiorcy ze względu na obecną w nich nagość, wulgaryzmy oraz sceny przemocy. Także ich autorzy pomimo, że czerpią często ze znanych motywów, mają niemal wolną rękę w kreowaniu postaci i wydarzeń. Przekaz MAX-tytułów jest dużo bardziej poważny od standardowych, trykociarskich komiksów, a jako, że są one kierowane do dojrzałych czytelników, scenarzyści mogą dowolnie przekraczać ograniczenia cenzury.

Wspomniane granice, a może w tym wypadku należałoby napisać bardziej o ich braku, widać najlepiej już w pierwszym zeszycie autorstwa Laphama. Wulgaryzmy, homoseksualizm, krew i rozczłonkowane ciała stworzyły naprawdę niecodzienne połączenie. Sama historia także była ciekawa, ale szeroko komentowane były przede wszystkim niecenzuralne środki, jakich użył scenarzysta. Trudno w pewnym stopniu nie przyznać im racji, jednak z mojej perspektywy były to jedynie środki użyte przez scenarzystę, aby czytelnicy zwrócili uwagę na jego pracę. Jeszcze drugi numer wywołał niemałe poruszenie, ale jako że wyniki sprzedaży zapewne zadowoliły wydawców seria przetrwała, to jednak chyba nie obyło się bez małej ingerencji edytorów, gdyż od trzeciego numeru, forma nieco łagodnieje. A fabuła, delikatnie splatająca kolejne zeszyty, intrygowała coraz bardziej.

David Lapham, odpowiedzialny za scenariusze całej serii, wykorzystał nie tylko w pełni motywy kojarzone z Pyskatym Najemnikiem, ale co istotne powiązał je w logiczną całość, ukazując sukcesywnie czytelnikowi w kolejnych numerach, jak to się stało, że Wade Wilson stał się Deadpoolem. A 'Pool Laphama to udręczony człowiek, który już od najmłodszych lat był ciężko doświadczany przez los i to niemal na każdym kroku, w wyniku czego stał się najlepszym zabójcą jakiego nosiła Ziemia, a który odpowiednio ukierunkowany może uczynić świat nieco lepszym miejscem. Odnośnie warstwy wizualnej, to do specyficznych rysunków Kyle'a Bakera trzeba się po prostu przekonać. Przez pierwszych kilka numerów sam miałem z nimi niemały problem, ale gdy sięgnąłem po dziewiąty zeszyt tej maxi-serii, wyjątkowo narysowany przez Shawna Crystala, jakoś brakowało mi prac Bakera. Nie chodzi mi o to, że Crystal się nie spisał, ale jego styl wydawał mi się mało oryginalny, choć znów, był on bardziej drobiazgowy od Bakera.

Cechą, która w istotny sposób odróżnia Deadpool MAX od innych 'Poolowych serii jest fakt, że Lapham niezwykle umiejętnie korzysta zwłaszcza z postaci Boba, który zazwyczaj był przedstawiany jako etatowy niedorajda, plączący się Wilsonowi pod nogami. W wersji MAX to postać wielowymiarowa, z sukcesem konkurująca z Deadpoolem o przewodnictwo w serii. To właśnie Bob, jako jedyny, jest w stanie utrzymać w ryzach swojego niezrównoważonego partnera. Swoje miejsce w całej tej układance odnaleźli także Cable, Blind Al, Szalona Inez a także Weasel czy Taskmaster.

Reasumując, dlaczego warto sięgnąć po kreację Deadpoola według pomysłów Davida Lephama. Jest to swego rodzaju klasyczny Wade Wilson, pozbawiony udziwnień Volumu 2, do tego dochodzą nowe interpretacje postaci z uniwersum Deadpoola, dużo specyficznego humoru, ciekawe historie czasami niepowiązane ze sobą w bezpośredni sposób, ale współistniejące oraz niebanalne rysunki. To wszystko stanowi o sile tego tytułu i zachęca do tego, aby sięgnąć po kontynuację.

Ryan Reynolds Deadpoolem

W końcu potwierdziło się, że Ryan Reynolds wcieli się w Deadpoola w filmie przygotowywanym na luty 2016 roku. Aktor na swoim koncie na Twitterze zamieścił jednoznacznie brzmiącą wiadomość: https://twitter.com/VancityReynolds/status/540594148097916928/photo/1. Kilka filmowych portali potwierdziło tę informację. 

Nie jest to nic zaskakującego, ale zajęło to zastanawiająco dużo czasu. Ponoć kwestią sporną była nie tyle gaża aktora, choć nie oszukujmy się, swoje znaczenie liczba zer na umowie też na pewno miała, ale chodziło bardziej o wkład RR w powstanie tej produkcji. 

Prace na planie mają ruszyć w marcu przyszłego roku. Za kamerą wcześniej potwierdzony Tim Miller.