poniedziałek, 19 stycznia 2015

Castle 4x02: "Heroes and Villains"

CASTLE to serial kryminalny, który jakoś nigdy specjalnie nie przykuł mojej uwagi. Zdarzyło mi się obejrzeć w telewizji kilka odcinków, ale nie było w nich nic, co na dłużej zatrzymałoby mnie przy tej produkcji. Jednak za namową Adolfa z Panteonu, postanowiłem obejrzeć drugi epizod czwartego sezonu pod tytułem "Heroes and Villains". 

Gdy w jednym z nowojorskich ciemnych zaułków w nietypowych okolicznościach ginie mężczyzna, do akcji wkracza dwójka głównych bohaterów, policjantka Kate Beckett i jej partner, znany pisarz Richard Castle. W kreacji tych postaci nasuwa mi się podobieństwo względem Z ARCHIWUM X, gdzie Dana Scully spoglądała na wszystko chłodnym okiem realistki a Fox Mulder brał pod uwagę każde, nawet najbardziej nieprawdopodobne rozwiązanie. Tutaj jest podobnie, Beckett twardo stąpa po ziemi, a Castle często buja w obłokach. Na tym podobieństwa się jednak kończą, gdyż oba seriale oprócz tego różni niemal wszyyystko. I tylko o THE X-FILES można powiedzieć, że w swoich czasach było serialem kultowym. Tutaj otrzymujemy sporo humoru i dużo mniej poważny ton.

Wracając do odcinka, to oprócz całkiem ciekawie dobranych partnerów, otrzymujemy masę nawiązań do popkultury. Znajdzie się także mały smaczek względem Deadpoola, co z czystym sumieniem muszę przyznać, że w głównej mierze przekonało mnie do seansu. Było to dobitne nawiązanie do okładki pierwszego numeru regularnej serii Deadpoola z 1997 roku. Jednak gdy bohaterowie serialu zaczynają rozmawiać o komiksowych postaciach i ich losach to muszę zaznaczyć, że absolutnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, które padło z ekranu. Deadpoola nie można postawić w jednym szeregu ze Spider-Manem czy Daredevilem, zwłaszcza pod względem prowadzonych przez nich działalności czy też ich charakterów. Zaserwowane uogólnienie to gruba przesada. 

Jak już wcześniej wspomniałem, CASTLE to bardzo luźne podejście do tematu policji, co nie tylko wiąże się ze sporą dawką humoru, ale także wieloma uproszczeniami, graniczącymi niemal z deaux ex machina. Bywa to niezwykle irytujące, zwłaszcza gdy zostaje zaserwowane niemal na samym początku. Nie wydaje mi się, aby fizycznie było możliwa sytuacja, gdy jeden człowiek jest w stanie mieczem rozciąć wzdłuż drugiego człowieka. Do tego dochodzi banał w postaci niezwykle denerwującej szefowej, która czym prędzej chce zamknąć sprawę i swój czas antenowy przeznacza niemal wyłącznie na poganianie swoich podwładnych. Podobało mi się za to sprawca wyłonił się na sam koniec i okazał się dość niespodziewany. 

Podchodząc do odcinka, czy też samego serialu jako całości, nazbyt poważnie trudno go pozytywnie oceniać. Być może CASTLE zalicza się do takich lekkich seriali, przy których widz ma tylko rozsiąść się wygodnie w fotelu i dla relaksu na chwilę wyłączyć myślenie. Może, ale nawet mając to jednak na uwadze, na pytanie czy poleciłbym obejrzenie tego odcinka odpowiedziałbym krótko: niekoniecznie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz