sobota, 19 grudnia 2015

Night of the Living Deadpool

Scenariusz: Cullen Bunn.
Rysunki: Ramon Rosanas.
Deadpool budzi się w świecie opanowanym przez żywe trupy. Wade musi się szybko odnaleźć w nowej sytuacji, by nie stać się pożywką dla nieumarłych. Gdy już myśli że jest zupełnie sam i nie ma dla niego nadziei, przypadkiem ratuje go grupka ocalałych. 

Zombie, choć szczyt ich popularności raczej minął, bywają nadal wdzięcznym tematem popkulturowym. Co prawda na wielkim ekranie nieumarli nie radzą sobie już tak dobrze, to w telewizji jest już lepiej, głównie z uwagi na wciąż mega popularne THE WALKING DEAD. Także w komiksowym medium jest ciekawie, głównie ze względu na to, że autorzy zaczęli bawić się nieco konwencją historii o nieumarłych. Wydawać by się mogło, że tego typu produkcje wypadają najlepiej w konwencji stricte poważnej, ale są pewne godne uwagi wyjątki, w których humor jest równie ważny. Jednym z nich jest właśnie NIGHT OF THE LIVING DEADPOOL. 

Tę czterozeszytową miniserię można niejako podzielić na dwie części. Pierwsza z nich to niejako hołd dla popkultury związanej z zombie. Dopiero druga część to właściwy pomysł scenarzysty. Przez dwa pierwsze numery do miniserii lepiej pasowałby tytuł THE WALKING DEADPOOL, gdyż łatwo zauważyć silny wpływ hitowej serii THE WALKING DEAD Roberta Kirkmana. Śmiałbym nawet zarzucić Cullenowi Bunnowi, że zbyt wiernie podążał szlakiem wytyczonym przez Kirkmana. Co prawda w ujęciu Bunna przygody głównego bohatera w świecie otoczonym przez zombie mają nieco lżejszy charakter, ale podobieństwa same się nasuwają. Także tutaj, jeśli bohatera, lub jego towarzyszy, spotka coś dobrego, to już kilka stron dalej karta zupełnie się od nich odwraca i bardzo źle kończą. Podkreślone jest też, że ludzie mogą być bardziej niebezpieczni od całej hordy wygłodniałych trupów. Zasadnicza różnice zaczynają pojawiać się dopiero w trzecim zeszycie, gdy Wade spotyka przypadkiem jednego z naukowców, których działanie doprowadziło do powstania wirusa, zdziesiątkowania ludzkości i zamienienia większości ludzi w żądne krwi potwory. Właśnie ten trzeci zeszyt jest przełomowy. Wade poznaje prawdę o genezie wirusa, a wydarzenia zaczynają przyspieszać aż do finałowych plansz uwieńczonych niejednoznacznym finałem. 

Warto wyróżnić też ciekawostek. Fani horrorów, do których się zaliczam, wyłapią sporo subtelnych nawiązań do filmów o nieumarłych, zwłaszcza gdy Najemnik wraz z grupką ocalałych poszukuje bezpiecznego schronienia, a lokacje przez nich odwiedzane wyglądają znajomo. Ciekawym i wartym zauważenia niuansem zastosowanym przez Bunna było to, że po powrocie do żywych niektórzy ludzie na swoje nieszczęście zachowują częściową świadomość i są nawet w stanie mówić. Nie mogąc kontrolować swojego truchła głodnego ludzkiego mięsa, są jedynie świadkami swoich przerażających czynów. Napotykamy też na żart-spoiler z finałowego numeru runu duetu Duggan-Posehn (DEADPOOL VOLUME 3). 

Jest też jednak jeden motyw, który w żaden sposób mi nie przypadł do gustu. Otóż dowiadujemy się, że Deadpool jest ostatnim ocalałym superbohaterem na Ziemii. Oczywiście rozumiem, że skoro Najemnik jest centralną postacią historii to nie mogło być inaczej, ale takie wytłumaczenie zostaje po prostu narzucone i nie następuje choćby próba potwierdzenia tego faktu. W uniwersum Marvela jest tak wiele dużo potężniejszych postaci niż Wade, a teraz czytelnik ma uwierzyć że wszyscy z nich nie żyją? A co choćby z bohaterami operującymi poza planetą? Czy widząc co się dzieje nie powróciliby na pomoc? Za wytłumaczenie otrzymujemy krótką wzmiankę i mamy ją bezkrytycznie przyjąć. Ja tego zupełnie nie kupuję. 

W warstwie wizualnej, nietypowo jak na komiks z Deadpoolem, miniseria jest utrzymana w skali szarości. Świat przedstawiony w wyniku epidemii zombie jest bezbarwny, balansuje jedynie między bielą a czernią. Występują jednak zasadnicze wyjątki, zwłaszcza w pełni kolorowy Deadpool wraz z jego standardowymi żółtymi dymkami dialogowymi i myślowymi. Także retrospekcje są w pełni kolorowe, ale nie ma ich za dużo. Jako że nie raz i nie dwa spotykałem się z podobnym zabiegiem w innych komiksach, brak barw w ogóle mi nie przeszkadzał. Autorem rysunków jest Ramon Rosanas z którym do tej pory nie miałem styczności, ale wykonana przez niego praca w pełni mnie usatysfakcjonowała. Postacie zarówno ocalałych jak i zombiaków zróżnicowane z zachowaniem odpowiednich proporcji, lokacje i krajobrazy urozmaicone i dopracowane. Jedyną rzeczą do której bym się przyczepił do maska Deadpoola, która była dla mnie zbyt statyczna. Brak zarysowanych ust i ogólnie uboga mimika stanowiły pewną niedogodność. 

W ujęciu całościowym NIGHT OF THE LIVING DEADPOOL to pozycja godna polecenia. Co prawda na właściwe zawiązanie akcji trzeba trochę poczekać, ale oczekiwanie zostaje wynagrodzone. Do tego dopracowana oprawa, uboga w kolory to fakt, ale taka odskocznia od standardu jest przyjemna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz