środa, 5 listopada 2014

Deadpool Volume 3 #1-6: Dead Presidents

Podtytuły kolejnych zeszytów to: "In Wade We Trust", "We Fought a Zoo", "Dr. Strange Lives (or How I Learned Deadpool Was da Bomb)", "The Quick and the Dead and the Really Dead" oraz "Star Wars: Revenge of the Gipper".
Scenariusz: Gerry Duggan i Brian Posehn.
Rysunki: Tony Moore.
Z utęsknieniem wyczekiwałem zakończenia runu Daniela Waya w Deadpool VOLUME 2. Na przestrzeni 63 numerów scenarzysta ten tak mnie zniechęcił do jego wersji Pyskatego Najemnika, że czasami miałem trudności z wysiedzeniem nad serwowanymi przez niego numerami. Na narzekanie na Waypoola przyjdzie jeszcze pora, teraz wypadałoby pochylić się nad duetem, który rozpoczął nowy rozdział przygód 'Poola. Wybór włodarzy Marvela był dość odważny, gdyż zarówno Gerry Duggan jak i Brian Posehn bardziej znani byli jako ludzie telewizji i komicy, niż komiksowi scenarzyści. Z tej dwójki to Duggan miał większe komiksowe doświadczenie, ale i ono nie było wielce okazałe. Decyzja zapadła i duet rozpoczął pracę. Należy zaznaczyć, że VOLUME 3 nie jest restartem Deadpoola. Daremny VOL 2 pozostał kanoniczny, a nowy rozdział rozpoczął się od numeru pierwszego.

Pewien nekromanta postanawia wskrzesić zmarłych prezydentów USA aby przywrócili oni świetność krajowi chylącemu się ku upadkowi. Jednak Michael, jak nazywa się nekromanta, nie zdaje sobie sprawy, że wskrzeszeni prezydenci będą pod wpływem złych mocy i zamiast mu pomóc postanowią doszczętnie zniszczyć kraj i dopiero na jego ruinach wybudować nowy. Na taki obrót sprawy nie może pozwolić SHIELD, które przydziala swoich agentów, aby zażegnali kryzys. Nie mogąc sobie poradzić z obdarzonymi ponadludzkimi mocami nieumarłymi agenci muszą z kolei zwrócić się do superbohaterów po pomoc. Gdy jednak Kapitan Ameryka musi na oczach mediów zabić szalejącego Harry'ego Trumana, SHIELD dochodzi do wniosku, że do tego zadania muszą znaleźć kogoś, kto nie boi się zszargać swojej opinii i chętnie podejmie się zadania w zamian za odpowiednią zapłatę. Wybór pada na Deadpoola. 

Wade Wilson w nowym rozdaniu swoich przygód wraca do korzeni. Scenarzyści zrezygnowali z dwugłosu wewnętrznego i tak jak to było przed erą Waypoola, Najemnik wykorzystuje teraz tylko żółte dymki i ramki myślowe. Jest to dla mnie zasadnicza zmiana i po prostu powrót do normalności. Także sam koncept walki z przywróconymi do życia prezydentami wydaje się na tyle fajny w swej absurdalności, że pasuje do Deadpoola, którego chce się czytać. Do tego widzę, że scenarzyści nie będą bali się wystawiać Najemnika na prawdziwe próby charakteru. Chodzi mi o twist, który serwuje duet scenarzystów, gdy Jerzy Waszyngton morduje Preston na oczach zrospaczonego Deadpoola. Ten motyw odczytuję jako znak, że VOLUME 3 z pewnością nie będzie prowadzony tak monotonnie jak poprzedni rozdział. 

Poza tym zaprzestano lolowania i humor wydaje się być teraz bardziej naturalny. Nawet sam tytuł zeszytu zamykającego pierwszą historię, a więc ten nawiązujący do Star Wars, powoduje mały uśmieszek. O tyle o ile skojarzenia od razu nasuwają serię filmów o losach Luke'a Skywalkera, to jednak tutaj chodzi bardziej o program kosmiczny, który nosił właśnie taką nazwę a został zainicjowany za rządów Ronalda Reagana, którego Wade musi pokonać... na pokładzie jednego ze statków znajdujących się na orbicie okołoziemskiej. 

Humor to jedno, otoczenie Deadpoola także w końcu nie stoi w miejscu. Wykreowanych zostaje kilka ciekawych postaci, wśród których na pierwszy plan wysuwa się Emily Preston, która na jakiś czas z pewnością stała się, dosłownie, nierozerwalną częścią Deadpoola. Także duch Baniamina Franklina to niebanalny towarzysz, a i nekromanta Michael rokuje ciekawe na przyszłość. Jest też kilka motywów, które w kolejnych numerach mogą zostać rozwinięte. Zwłaszcza warto zwrócić uwagę na intrygujące dwie krótkie wymiany zdań między doktorem Strangem a Deadpoolem o tajemniczym problemie, z którym zmaga się Pyskaty Najemnik. Na chwilę obecną nie mam wielu pomysłów o co może chodzić, czyżby o brakujący biały dymek myślowy, czekam na rozwinięcie tego motywu.  

Nie wszystko jednak w pierwszym tomie zasługuje na pochwałę. Po pierwsze trzeba chyba być Amerykaninem, aby załapać kontekst wszystkich żartów. Muszę wyznać, że ze zrozumieniem kilku miałem spory problem, ale od czego są internety. Jak napisałem w akapicie powyżej, humor jest na lepszym poziomie, ale nieco męcząca wydaje się być już sama ilość żartów na kolejnych stronach. Serwowane są one niemal bez wytchnienia i dopiero w samej końcówce piątego zeszytu zostaje to nieco przyhamowane. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy żarty idą w jakość, a nie ilość. 

Rysunki w pierwszym tomie zaliczam jak najbardziej na plus. Tony Moore, który rozpoczął pracę jako główny rysownik serii, szybko mnie do siebie przekonał. Styl Moore'a, który zdecydowanie różni się od tych w dotychczasowych regularnych Poolowych tytułach, świetnie się sprawdza przy lekturze. Do tego artysta zmienił nieco kostium Najemnika, tak aby był ona bardziej praktyczny. Nie jest to już zwykły strój zakrywający jedynie twarz i ciało Najmenika, stanowi on teraz pierwszą ochronę dla głównego bohatera. Niby przy błyskawicznej regeneracji nie jest to potrzebne, ale ma to więcej sensu niż cienka "piżamka". Zmieniła się nieco kolorystyka kostiumu, można dopatrzeć się więcej czerni, nieco mniej czerwieni. No i powróciły dwie katany. Też niby drobnostka, a cieszy. 

"Dead Presidents" wypada bardzo obiecująco. Może nie jest to do końca historia, która silnie wrysuje się w kanon Deadpoola, ale jest to udane wprowadzenie do nowego rozdziału. Dobrze napisana, dobrze narysowana, jednym słowem polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz