niedziela, 12 października 2014

Deadpool: Suicide Kings

Scenariusz: Mike Benson i Adam Glass.
Rysunki: Carlo Barberi.
Na początku 2009 roku, a więc kilka miesięcy po rozpoczęciu Volumu 2 przygód Pyskatego Najemnika autorstwa Daniela Waya, szefostwo Marvela widząc wzrastające zainteresowanie postacią Deadpoola, postanowiło to wykorzystać i wypuścić na rynek mini-serię Mike'a Bensona i Adama Glassa. Mając w pamięci ich wspólną pracę nad "Luke Cage Noir" wydawnictwo liczyło na dobrą historię, a przynajmniej dobrą sprzedaż. I właśnie o ile wyniki sprzedaży zadowoliły wydawców, to jednak historia jako całość, prezentuje się nieco mniej okazale, niż fani i czytelnicy mogliby sobie tego życzyć.

Brak jej szczególnie oryginalności głównego wątku, gdyż już nie raz można było przeczytać historię, w której Deadpool przyjmuje jakieś zlecenie, a to okazuje się dla niego fatalne w skutkach (nie szukając daleko historia "Horror Business" Waya z VOLUMU 2, czy też one-shot "Game$ of Death"). Nie oznacza to jednak, że "Suicide Kings" źle się czyta czy lektura jest przewidywalna. Po prostu tak proste założenie już na samym początku obniżyło moją ogólną ocenę. Historię mimo to czyta się szybko i nie trzeba przy tym znać poprzednich losów Wade'a, choć odbiorcy bardziej zaznajomieni z losami Wilsona, bez problemu odnajdą dodatkowe smaczki, zwłaszcza tyczy się to postaci Outlaw. Do tego dochodzą jeszcze Punisher, Daredevil i Spider-Man, którzy także mają swoje miejsce w fabule.

Jest jednak inna rzecz, która niezwykle irytowała mnie w trakcie lektury. Chodzi o regenerowanie się Wade'a po krwawych spotkaniach z Punisherem. Deadpool jest zdolny, podobnie jak Wolverine, regenerować nawet poważne rany. O ile postrzał w głowę można jakoś przeboleć, obcięte ręce też mieszczą się jeszcze w granicach tolerancji, to jednak odstrzelona głowa powinna wyeliminować Wilsona na dłuższy czas, a tu po kilku godzinach Najemnik jest zdolny do kolejnych działań. Przesada, duża przesada i poważna uwaga do scenarzysty. Oprawa historii też nie jest tak dobra, jak mogłoby sugerować nazwisko autora. Tym razem rysunki Carlo Barberiego są bardzo nierówne, jedne prace są bardzo fajnie wykonane, podczas gdy na innych można dostrzec nieco zachwiane proporcje. Nie przeszkadza to jednak znacząco w lekturze, jednak w VOLUMIE 2 Barberi przyzwyczaił do lepszych prac.

"Suicide Kings" nie jest rozbudowaną historią, zapewnia niezobowiązującą rozrywkę z dużą dawką humoru, okraszoną niezłymi rysunkami. Warto przeczytać, nawet jeśli nie jest się fanem Najemnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz