środa, 8 października 2014

Thunderbolts Volume 2 #1-6: No Quarter

Podtytuły kolejnych zeszytów to: "Enlisted", "Weaponized", "Unconventional Warfare", "Massive Response", "Coup" oraz "Fallout".
Scenariusz: Daniel Way.
Rysunki: Steve Dillon.
Jest to doprawdy zdumiewające, że gdy Daniel Way w niesławie opuszczał VOLUME 2 Deadpoola i nie mogąc się w żadnym momencie pochwalić się jakimś wybitnym dziełem, w krótkim czasie dostał nowy tytuł startujący od pierwszego numeru. Scenarzysta ten mający problemy z ciekawym i nieliniowym prowadzeniem losów jednego bohatera dostaje serię, w którym będzie musiał pisać losy całej grupy wyrazistych postaci, z których każda ma swoich oddanych fanów. Skoki na głęboką wodę udają się. Czasami.

Thunderbolts jako grupa, począwszy od tak wcale nieodległego debiutu w 1997 roku, wielokrotnie zmieniali swój skład. Jedną z ich inkarnacji Wade Wilson napotkał na swojej drodze całkiem niedawno, a mianowicie na początku VOL 2, a więc tym pisanym przez Waya. Nie było to nic epickiego, ot kawałek niezobowiązującego czytadła będącego jeszcze częścią pierwszego woluminu THUNDERBOLTS. Przejdźmy jednak do głównego założenia i początku THUNDERBOLTS VOLUME 2. Deadpool po rozwiązaniu X-Force przystaje na propozycję Thaddeusa Rossa, znanego obecnie bardziej jako Red Hulk, który zbiera autorską ekipę do zadań specjalnych. Kolejnymi wybrańcami alter-ego Czerwonego Olbrzyma są Frank "Punisher" Castle, Flash "Venom" Thompson oraz Elektra Natchios. Oprócz nich są także Samuel "Leader" Sterns i Abigail "Mercy" Wright. Z całego grona to jedynie ta ostatnia stanowiła dla mnie zagadkę. To mój pierwszy kontakt z tą postacią i po lekturze musiałem przeprowadzić mały rekonesans. Teraz bogatszy o kilka informacji dochodzę do wniosku, że podobnie jak Punisher, nie bardzo jej koncepcja pasuje do drużynowych przygód. No ale cóż, może przy odpowiedni podejściu wpasują się oni w dalsze losy grupy. 

W prostą historię o pozbyciu się pewnego dyktatora na małej wyspie wplątanych zostaje kilka innych wątków, które niezamierzenie głównie w mniejszy niż większy sposób wzbudzają ciekawość. Mamy tutaj niby trochę polityki, a więc ustanawianie i obalanie dyktatur podporządkowane interesom możnych tego świata, niedwuznaczne relacje rodzinne prowadzące do eskalacji, czy też ludność walczącą o wolność i swoje prawa. Wszystko to jednak tak lekko zarysowane, że niemal bez wyrazu ginie na tle całości. Każdy z przywołanych motywów mógłby (i powinien) stanowić oś historii, a tak zostały one kolejno po prostu zmarnowane. Do tego nadal nie podoba mi się sposób prowadzenia Deadpoola. Tyle czasu, a w moich oczach Way nadal tego nie potrafi. 

Także warstwa wizualna i to już po pierwszych stronach, delikatnie to ujmując, nie zachęca do lektury. Co prawda mogło by być gorzej, ale styl Steve'a Dillona jest tak monotonny i pozbawiony dynamizmu, że nijak nie pasuje do komiksu superbohaterskiego. Do tego słabo narysowane twarze, momentami wszyscy wydają się być do siebie podobni, bez względu na rasę czy płeć. Do tego fatalnie rysowana krew, której na kolejnych stronach jest całkiem sporo, a sposób jej przedstawienia nasunął mi na myśl... plastikowe wymiociny używane przez podrzędnych żartownisiów. Przy tym wszystkim niewielkim, ale zawsze pocieszeniem jest to, że Julian Tedesc, autor coverów do poszczególnych numerów jak i samego wydania zbiorczego, wykonał naprawdę dobrą pracę. Jego dynamiczny styl jest całkowitą odwrotnością Dillona i co prawda korzysta z wąskiej palety barw, gdyż dominują czerwień, czerń i biel, ale prezentuje się to po prostu rewelacyjnie. 

"No Quarter" niczym się nie wyróżnia spośród całej gamy przeciętnych komiksów, pod którymi podpisał się Daniel Way. Śmiem twierdzić, że to idealny przykład jak ten scenarzysta traktuje czytelnika. W żadnym momencie nie wysila się przy swojej pracy, a to co prezentuje na kolejnych stronach wynika tylko z ogólnikowego konspektu nabazgranego na kolanie. A powinno być zupełnie inaczej, mając na uwadze fakt jakie postacie są w drużynie. Każda z nich powinna wnosić do drużyny swoją osobowość i bagaż doświadczeń, ale trzeba to umiejętnie zrobić i gdzieś w duchu liczę, że się to zmieni na przestrzeni przyszłej historii, ale mając w pamięci VOLUME 2 'Poola, perspektywy nie rysują się zbyt optymistycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz